poniedziałek, 14 lutego 2011

Fat Sunday (and Monday) i 101...


Ostatnio pączka jadłam rok temu. Nie licząc wspomnianej, wczorajszej tłustej niedzieli.  Kupny był  za słodki, po delikatnym odkształceniu palcem nie wracał do rzeczywistych rozmiarów tylko stawał się tłustym placuszkiem. Nadzienie było (choć nadzienie to za dużo powiedziane, jakieś pół łyżeczki ) krwisto-czerwone, trafniej byłoby nazwać je ulepkiem niż marmoladą, czy -pff (śmiech)-konfiturą.  Zapomniałabym o najgrubszej warstwie lukru jaką widziałam. Czy tylko w ten czwartek w cukierniach* pączki są tak okropne ?  Nie wiem, nie próbowałam –tak jak wspomniałam- rok. I wcale nie brakowało mi tego smaku.  

Pamiętam za to smak pączków smażonych przez moich rodziców. I te kilka –special for me- z Nutellą . Potem jakoś nasza wspólna tradycja smażenia pączków zanikła, ale postanowiłam ją odtworzyć.  Zacznijmy od tego, że (bardzo) długo nie mogłam zdecydować się na przepis. Wszyscy tak wspominali o tej dużej ilości żółtek, że takie najlepsze, z całych jajek to nie pączki
A jednak.  I to najlepsze ;) A więc wybrałam przepis. Zagniotłam ciasto. Mnóstwo  ciasta. Z podwójnej porcji. Wszyscy obdarowani mieli szansę się najeść ;)
Potem przyszło smażenie, więc z pomocą przyszła Mama, która sama przyznała, że woli godzinę stać nad skwierczącym garnkiem niż wyrabiać drożdżowe.  Więc stała, a ja jej wiernie towarzyszyłam.  Z kolei rola mojego Taty (cukiernika z zawodu-ważne ;) polegała na umiejętnym szprycowaniu. Szprycowaniu dżemu do usmażonych już pączków, bo taką opcję przygotowania wybrałam. I skoro jesteśmy przy nadzieniu:  u mnie był słoiczek, a właściwie słój truskawkowego dżemu orzeźwiony (i dosłodzony lekko) płatkami róży(pół słoja).  Płatki te odsączyłam delikatnie  z syropu, w którym zimowały, choć miało nazywać się to konfiturą. Jednak z mojej konfitury wyszły płatki w syropie,  więc, żeby zanadto nie rozrzedzać i tak niezbyt gęstego już nadzienia użyłam samych płatków.  Dzięki temu smak róży nie był narzucający się, ale zdecydowanie różany.
Moim zadaniem było ostateczne lukrowanie i posypywanie podprażonymi migdałami. Choć zostawiłam kilkanaście z cukrem pudrem, bo takie lubię najbardziej. 
I tak dochodzimy do końca tej historii, gdzie opowieść o 40 pączkach kończy się w żołądku… 
Reasumując : Domowe pączki nawet dla tych, zastrzegających się, że smażone słodkości są bee, fuu, za słodkie i za tłuste, bo tak naprawdę nie ma równie miłego doznania kulinarnego niż kęs (zrobionego własnoręcznie) gorącego pączka. To była prawdziwa Fat Sunday.
Choć smażenie nie należy do najprzyjemniejszych czynności, to naprawdę warto się poświęcić i w efekcie nasłuchać tych wszystkich ochów i achów ;)
*cukierniach, w których miałam okazję próbować pączków, a przyznam, że trochę ich było ;)
I jeszcze trochę informacji na temat obrączki:
I tak w jednej sekundzie moja chęć posiadania obrączki na swoich pączkach legła w gruzach… Kiedyś pożądana, dzisiaj ‘błąd w sztuce’... Tak się jednak (szczęśliwe) złożyło, że mieliśmy pączki z wspomnianą obręczą i bez. Obie partie były dosmażone ! ;D
Pączki  
Przepis stąd, znaleziony tu i stąd wklejam:
(20-25 sztuk) - robiłam z podwójnej porcji. 
600 g mąki pszennej + kilka łyżek do podsypywania 
3 małe jajka  
100 g masła, roztopionego 
70 g cukru z wanilią 
1/2 łyżeczki soli 
2 łyżki rumu  (lub wódki, spirytusu)
250 ml letniego mleka 
20 g świeżych drożdży lub 10 g suchych 
olej, do smażenia (nie toleruję smalcu, Planty, fuuu )
konitura lub krem, do nadziewania

Mąkę pszenną przesiać, wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi najpierw zrobić rozczyn). Dodać pozostałe składniki i wyrobić, pod koniec dodając rozpuszczony tłuszcz. Wyrabiać kilka minut, aż ciasto będzie gładkie i miękkie (starając się nie dosypywać mąki, mimo iż ciasto będzie się lekko kleić; polecam wyrabiać mikserem z hakiem do ciasta drożdżowego lub w maszynie do pieczenia chleba). Wyrobione ciasto uformować w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (około 1,5 h).
Po tym czasie ciasto wyjąć na oprószony mąką blat. Rozwałkować na grubość około 1 - 1,3 cm i szklanką o średnicy  6,5  - 7 cm wykrawać pączki. Odkładać je na blaszkę oprószoną mąką do podwojenia objętości (powinny być bardzo dobrze napuszone, ale nie przerośnięte). Można również formować z ciasta kulki, które od razu nadziewamy dżemem (ja zawsze nadziewam już po usmażeniu).
Po wyrośnięciu smażyć pączki w oleju rozgrzanym do temperatury 175ºC, po kilka minut z każdej strony. Temperatura oleju nie powinna być zbyt wysoka, ponieważ pączki szybko zbrązowieją od zewnątrz, a w środku będą surowe. Po usmażeniu odkładać na bibułkę do odsączenia. Nadziewać konfiturą lub kremem, jeśli nie zrobiliście tego wcześniej.
Polukrować lub pudrować.  
I zjeść nieprzyzwoicie dużo. 

P.S. Posta walentynkowego nie będzie, każdą słodkość można jednak łatwo przerobić na wersję walentynkową (czyt. serduszkową), dziś może nawet coś przygotuję ;) Choć nie obchodzę- miłych i kochanych Walentynek. 
P.S.II. Nawiązując do tytułu : dziś jest 101-szy post.  Czy to nie za szybko zleciało ? ;) Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, ale tortu nie będzie . Za to na pierwsze urodziny coś przygotuję, obiecuję !

7 komentarzy:

  1. Najlepsze pączki jakie jadłam w życiu to pączki mojej babci z marmoladą z zielonych pomidorów. Twoje oczywiście tez wyglądają pyyyyysznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zjadłabym takiego pączka do tej kawy, którą teraz piję:)

    OdpowiedzUsuń
  3. pączki w cukierniach bywają smaczne. szczególnie jeśli ma się taką swoją ulubioną. ale.. i tak jestem zdania, że nic nie jest w stanie mierzyc się z tymi domowymi, bo one zawsze wygrają. jakkolwiek byłyby niedoskonałe.:-)
    Twoje są piękne! tzn. Wasze!:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pączki śliczne. Od dawna mam ochotę, tylko mało wprawy w smażeniu, mało cierpliwości i mało czasu. Ale te są kuszące i chyba właśnie z tego przepisu zrobię na łikendzie. Julie i Julia to świetny film. Choć oglądałam go po angielsku i na pół śpiąco do dzisiaj pobrzmiewa mi w uszach ten... hm... dziwny głos.

    OdpowiedzUsuń
  5. Holgo! Popisowe pączki! Rewelacyjnie wyglądają! Gdyby nie to, że jest późno i rozkłada mnie grypa, zabrałabym się zaraz za wyrabianie ciasta... Poczekam jednak do czwartku!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moments,
    Słyszałam o tej marmoladzie, ale niestety jeszcze nie próbowałam. Mam nadzieję, że spróbuję w sezonie ;) Bo brzmią pysznie.

    Delie,
    Jeszcze jedne się uchował, możesz wpadać ;)

    Asieja,
    Wiem, że istnieją resztki wspaniałych cukierni/piekarni z klasą i tradycją, ale niestety w swojej okolicy takiej nie mam. Dziękuję, tzn. dziękujemy ;D

    Kubełek Smakowy,
    Ja też tak myślałam, ale znalazła się luźna niedziela i zgrało się z ogromną chęcią na gorącego pączka...Najlepiej znajdź sobie jakiś pomocników, na cztery czy sześć rąk o wiele łatwiej ;) Świetny film i książka ! ;) Ja już dwa razy oglądałam. Raz z napisami, a raz z lektorem, żeby móc skupić się na tych wspaniałych obrazkach.

    Anna-Maria,
    Dzięki, dzięki ;) Jeśli jesteś tak wytrwała to czekaj do czwartku, ja również pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pieknie wyrosły! Zjadłabym takiego puszystego pączka:))

    OdpowiedzUsuń