niedziela, 22 sierpnia 2010

Sunday is sunny day.

Przynajmniej dzisiaj.
Ale to nie jest (dla mnie :) wystarczający powód, aby jeść tylko lekkie-owocowe ciasta. Ja siadam z ciężkimi od nadmiaru czekolady i masła brownie i oglądam jakiś lekki film. Bo film może być lekki .


Brownie Nigelli jest tym wszystkim czym powinno być brownie. Jest ciężkie, mocno czekoladowe, z chrupiącym orzeszkami, wilgotne. Idealne. Przepis z 'How to be a Domestic Goddess', który możecie znaleźć np. tu .

Ale nie o filmie .Taka niedziela miło upływa przy ulubionych piosnkach (to słowo dziwnie wygląda, ale miło się czyta , nie sądzicie ? :).  
Kiedy 'zakochuję się' w jakimś zespole, wokalistce, kilku jego piosenkach słucham ich tak długo, aż się choć trochę odkocham. Nie, nie robię tego celowo, ale jak już zacznę to nie mogę się powstrzymać. 
Jeszcze niedawno tak było z Feist. Potem trochę zmieniłam repertuar, ale nie odeszła na dobre. 
Czasem wraca do mnie Mushaboom, I Feel it All (trochę ta piosenka spadła na dalszy tor, trochę przez reklamę, ale zwrotka jest przeze mnie bardziej lubiana niż refren, wybacz refrenie ;), My Moon My Man.
I ten głos...  ;D.
Zdjęcie z www.lastfm.pl

1 komentarz:

  1. uwielbiam Feist
    o brownie tego nie powiem, bo nigdy go nie jadłam..

    OdpowiedzUsuń