piątek, 25 lutego 2011

Naleśniki

Uwielbiam te najcieńsze. Chrupiące jak andruty na brzegach. Pierwszy próbny, jedzony bez dodatków.

Przyznaję, że nie potrafię zrobić idealnych (wg moich kryteriów) naleśników na oko . Więc testuję przepisu po kolei, dopisując w zeszycie swoje uwagi. To trochę wyklucza się z teorią, że nie można ściśle trzymać się proporcji podanych w przepisie, tylko wyczuć, czy ciasto jest za rzadkie, czy za gęste. Wiele zależy od mąki, od wielkości jajek czy miarki. Ale to trafna, moim zdaniem, teoria.
To jeden z dwóch przepisów do, którego wracam. Bo naleśniki wychodzą cienkie, delikatne, ale wytrzymują ciężar nadzienia.
Moją modyfikacją (jeśli można ją tak nazwać ;) jest ograniczenie ilości cukru do 1/2 łyżeczki, zamiast smażenia na oleju, dodaję je do ciasta, a naleśniki smażę na suchej, dobrze rozgrzanej patelni. Ograniczyłam słodycz, bo często jem je też z pikantnym nadzienie, np. szpinakiem, fetą, duszonymi warzywami.
Przepis stworzyła (lub korzystała z niego) Pani Maria, ciocia autorki bloga, już w 1930r.

Naleśniki
przepis stąd, moje uwagi w nawiasach:
2 szkl. mąki pszennej
1,5 szkl. mleka
1 szkl. wody gazowanej lub zwykłej, a nawet mleka
2 jajka
2 łyżki rozpuszczonego masła lub oleju
szczypta soli
2 łyżki cukru ( u mnie 1/2  łyżeczki)
1/2łyż. ekstraktu waniliowego (pominęłam)

Połączyć wszystkie składniki na gładką masę. Odstawić na 20-30 minut przed smażeniem. Rozgrzać łyżkę oleju na patelni (pomijam), smażyć naleśniki z obu stron. Podawać z ulubionym nadzieniem.
U mnie najczęściej jest to twarożek z cukrem waniliowym, owoce, dżem lub sos owocowy.


1 komentarz:

  1. Też u mnie dziś naleśniki były. A.. jeszcze coś zostało dla męża :-)))

    OdpowiedzUsuń