Tak, gdyby to było takie proste. A nie jest. Nie mam na myśli obowiązków, kosztów. Nie, nie o to chodzi.
'Chodzi' o ból. Który nie mija z czasem.
Bo moim zdaniem czas nie leczy ran. Te płytkie- może. Ale te głębokie siedzą w środku. Za głęboko, nie da się do nich dostać.
U mnie - od 5 maja 2009.
Taki zwykły dzień, pamiętacie co wtedy robiliście ?
Bo ja pamiętam tylko jak prze mgłę : moja kotka odprowadzała mnie dalej niż zwykle. Nie miałam czasu się wrócić. Szkoła jest niedaleko domu, nie raz była dalej. Wróci. Ostatni raz przykucnęłam i pogłaskałam po grzbiecie.
Ostatni w ogóle.
Cofnijmy się w czasie.
Zawsze w moim domu było mnóstwo zwierząt.
Kiedy miałam dwa, może trzy lata przygarnęliśmy psa. Jest ze mną do dziś i dzielnie obserwuje jak stukam w klawiaturę. Okazało się, że miała już właścicieli, ale kiedy zobaczyli jak razem z siostrą zapłakane ją żegnałyśmy, zgodzili się, aby została u nas.
Koty też były od zawsze. Z pokolenia na pokolenie.Ponieważ mieszkamy w spokojnej okolicy, wokół same przydomowe ogródki, koty same wychodziły i same wracały.
Była taka kotka, którą mogłam głaskać tylko ja. Opcjonalnie moja mama, ale to nie mogło trwać zbyt długo. Urodziła się kilka miesięcy po mnie. Ogrzewała mi kolana, w nocy chowała się pod kołdrą lub spała zaraz przy szyi.
Miałam ją praktycznie od zawsze. Myślałam , że na zawsze.
Czasem mam wrażenie, że ludzie nie rozumieją co to za strata. Co to za ból. Myślą, że 'nowy kotek' złagodzi sytuację, że zapomnę. Ja tak nie potrafię.
Nie potrafię przygarnąć kociaka. Wolę nosić mu jedzenie dwa razy dziennie, pogłaskać, ale nie pokochać.
I choć czasm serce mi się kraja, nie mogę. Boję się znów kogoś stracić.
Nie mam opinii osoby wrażliwej, nie płaczę często.
Ale choć minął ponad rok, ja na wspomnienie jej mokrego noska, szorstkiego języka, na myśl o moich podrapanych rękach po zabawie z nią - płaczę. Płaczę za każdym razem.
Nadal kiedy oglądam zdjęcia i znajduję zdjęcia mojej kotki, czuję straszny ból. Próbuję go oswoić, przyzwyczaić się. Jeśli można w ogóle tak powiedzieć.
Kiedy ktoś mnie odwiedzał, moja kotka nie wzbudzała 'ochów i achów', nie lubiła gości. Nie wskakiwała im na kolana. Nikt nie mówił :'Ale słodka kicia'.
Po tylu łzach dzisiaj mam ochotę na wielki czekokubek.
To taka odpowiedź dla mnie, dlaczego nie jestem gotowa na miłość...do kota.
Nie wiem, czy mogę teraz cokolwiek napisać. Uczucia nie potrzebują żadnego komentarza. Mogę się z Tobą zgodzić, że czas nie leczy ran. Według mnie żadnych. Nawet jeśli kiedyś zdecydujesz się na przygarnięcie kota, nie możesz go porównywać z tym swoim ukochanym.
OdpowiedzUsuńWiesz ja parę dni temu znalazłam kota na piętrze mojego poprzedniego Domu i od razu się w nim zakochałam. Ale mam psa i po prostu nie mogłam go wziąć ze sobą. Ale nie mogłam też iść sobie spokojnie do aktualnego mieszkania. Zaniosłam kociaka sąsiadce, kiedyś pracującej w schronisku dla zwierząt, a teraz wiem, że ona znalazła dla niego Dom. Kot ma "kuwetkę i pół lodówki jedzenia", a ja cieszę się, że byłam tam w tym momencie.
może kiedyś przyjdzie czas, że zdołasz przygarnąć zwierzaka i uratujesz mu życie?
pozdrawiam i nie becz! :))
Popłakałam się czytając wspomnienie o Twojej kotce...
OdpowiedzUsuńKornik,
OdpowiedzUsuńNie wiem czy chciałam wzbudzić aż takie emocje, ale bez względu na to - dziękuję .