Jeśli pamiętacie poprzedni post o moich podopiecznych to ucieszy Was ta wiadomość: Kotki będą sterylizowane (i nie zapominając o Milkym - kastrowane;). Sprawa się wyjaśniła, zwracam honor burmistrzowi. Choć wiem, że gdyby nie kilka zawziętych osób sprawa trafiłaby pewnie do kosza...
Ale nie będę się o tym rozpisywać, bo nie chcę sobie psuć humoru ;)
Oficjalnie mogę potwierdzić wiadomość, że kotki rozpoznają moje kroki i uroczo witają mnie kiedy wracając przechodzę obok ich 'mieszkania' ;) Poza tym Krysia przekonała się do pieszczot i nawet okazało się, że jest niezwykłym mruczkiem.
Pozostając w sferze dobrych wieści i samych uśmiechów dodam, że udało mi się zrobić domowe masło orzechowe. Takie kompletnie home-made, z czego jestem niezwykle dumna ;) Teraz mam zamiar wypróbować wszystkie przepisy, które odkładałam na później ze względu m.in. na cenę takiego słoiczka w sklepie. Ale wszystko w swoim czasie ;)
Młynek do kawy odmówił posłuszeństwa już przy moich drugich makaronikach, więc postanowiłam sprawdzić mój malakser. I sprawdził się nieźle.
Nie miałam jednak ochoty na obieranie takich orzeszków, bo choć na początku to odpręża , to potem staje się tylko żmudnym zajęciem...
Kupiłam więc kilogramowe opakowanie solonych fistaszków. No właśnie. Solonych.
Miałam więc obawy czy masło nie stanie się zbyt słone.
Kolejna niepewność.
Ale zdjęcie na górze potwierdza, że mimo tych wszystkich znaków zapytania masło się udało. I musicie uwierzyć mi na słowo, że sól nie dominuje.
Takie gotowe orzeszki zawierają również olej- gdybyście podjęli się obierania tej masy orzechów (gratuluję odważnym ;) trzeba uwzględnić i olej i sól. Na szklankę orzeszków idzie ok. 2 łyżki oleju i pół łyżeczki soli. Jednak proporcje są tu zbędne, trzeba zaufać intuicji.
U mnie pojawiła się szczypta (dosłownie, żadna łyżka, nawet nie łyżeczka ;) brązowego cukru dla bezpieczeństwa. Ale wiem, że niektórym ten cukier zupełnie się tu nie sprawdził .
Więc przepis-nieprzepis będzie tylko opisem wykonania masła orzechowego (crunchy) z obranych już, solonych orzeszków ;)
1/4 porcji orzechów wrzucić do malaksera i zmiksować na mocno ziarnistą konsystencję. Można też po prostu je posiekać. Przełożyć do miseczki.(To wersja crunchy, jeśli chcecie idealnie gładką pomińcie ten etap) Do miski miksera wrzucić teraz resztę orzeszków i miksować przez kilka minut, aż z orzechów zacznie oddzielać się tłuszcz i powstanie gładka masa. Na początku można mieć wrażenie, że to nigdy się nie stanie i będzie mieć drobne fistaszki. Trzeba tylko co jakiś czas zeskrobać ze ścianek naczynia orzechy. Opcjonalnie przemieszać masę kilkakrotnie i czekać na masło orzechowe ;). Kiedy masa będzie już gładka i przypominająca sklepowe masło wrzucić odstawione wcześniej orzeszki i połączyć. Przełożyć do słoiczków. Trzymać w lodówce (w temp. pokojowej będzie oddzielał się tłuszcz; można trzymać w szafce, ale wtedy trzeba będzie za każdym razem dobrze przemieszać ;). Grubo smarować kromki ulubionego chleba, wyjadać łyżeczką lub dla bardziej wytrwałych - upiec ciasteczka, ciasto, batoniki, tartę... Smacznego !
Masło orzechowe home-made nie różni się w smaku od sklepowego (powiedziałabym nawet, że domowe jest smaczniejsze). Kolejnym plusem jest cena, brak podejrzanych składników, przyjemność wykonywania i radość kiedy wszyscy z niedowierzaniem dopytują czy na pewno jest domowe ;)
Ciemne plamki na kromkach chleba to śliwki. Całkiem niedawno odkryłam jak pyszny jest chleb żytni ze śliwką. Teraz jestem ciekawa jak smakuje taki domowy....
jejku, jejku. od ostatnich babeczek z masłem orzechowym ciągle za mna chodzi ten smak!
OdpowiedzUsuńa takie domowe pewnie jeszcze lepsze.. i ta satysfakcja.
Mój Kot pozdrawia wszystkich Twoich podopiecznych, tak mi tu mruknął do ucha. :)
Łaaaa masło orzechowe :) uwielbiam. Najbardziej na cieplutkich grzankach. A co do babeczek to Nigella robiła takie malunie na święta (w którymś odcinku swojego programu). Robiłam i polecam bo są naprawdę pyszne.
OdpowiedzUsuń