To aż zabawne, jak można rozejść się w przeciwnych kierunkach. Metaforycznie.
Kiedyś spędzać ze sobą 8h dziennie, dziś ledwo wysiedzieć dwie godziny w ciągu kilku miesięcy.
Kilka lat temu mieć podobne spojrzenie na wszystko, dziś już chyba tylko na wspomnienia.
Wcześniej mieć na odtwarzaczu kropka w kropkę te same piosenki, dziś się delikatnie sprzeczać o Adele i polski hip hop (domyślacie się pewnie, którą stronę przyjęłam).
Bez kłótni, ale różnice są znaczące. Od kiedy się zaczęło? Sama nie potrafię powiedzieć.
Bywa miło. Ale tylko bywa.
Więc, żeby zmienić temat na przyjemniejszy, trochę kuchni. Pierogi z truskawkami.
U mnie tradycji lepienia ich-nie było, ale mimo to, pierwszy kęs przywiódł pewne wspomnienia. Ale dobra, już nie wspominam ;).
Trochę inaczej niż zwykle, bo w nadzieniu pojawił się również biały ser. Czyli pomieszanie knedli z pierogami, ale jest pysznie. Słodkie obiady rządzą. (wybacz wczorajszy przepyszny makaronie z sosem brokułowym!).
Nie zapominajcie o mięcie (chyba, że nie lubicie), wspaniale wszystko ożywia.
woda ciepła
200 g wiejskiego twarogu (u mnie półtłusty)
300 g truskawek
pieprz świeżo mielony
mięta świeża wedle uznania
gałązka rozmarynu(pominęłam, właśnie tego brakuje w moim zielniku;)
jeden rabarbar
3 łyżki octu balsamicznego
2 czubate łyżki cukru brązowego
Z mąki i wody wyrabiam delikatne ciasto (ważne żeby woda była bardzo wrząca) i odkładam na bok pod ścierkę żeby odpoczęło. Do miski wrzucam twaróg, posiekane truskawki, miętę i odrobinę rozmarynu, doprawiam pieprzem i mieszam aż składniki dokładnie się połączą. Na chwilę przed lepieniem pierogów przygotowuję sos. Na patelnię wrzucam posiekany rabarbar, zasypuję cukrem, a gdy rabarbar zacznie się zmieniać w konfiturę to doprawiam octem. Całość przecieram przez sito. Ulepione pierogi gotuję w osolonej wodzie, a po ugotowaniu zalewam sosem.
Kiedyś spędzać ze sobą 8h dziennie, dziś ledwo wysiedzieć dwie godziny w ciągu kilku miesięcy.
Kilka lat temu mieć podobne spojrzenie na wszystko, dziś już chyba tylko na wspomnienia.
Wcześniej mieć na odtwarzaczu kropka w kropkę te same piosenki, dziś się delikatnie sprzeczać o Adele i polski hip hop (domyślacie się pewnie, którą stronę przyjęłam).
Bez kłótni, ale różnice są znaczące. Od kiedy się zaczęło? Sama nie potrafię powiedzieć.
Bywa miło. Ale tylko bywa.
Więc, żeby zmienić temat na przyjemniejszy, trochę kuchni. Pierogi z truskawkami.
U mnie tradycji lepienia ich-nie było, ale mimo to, pierwszy kęs przywiódł pewne wspomnienia. Ale dobra, już nie wspominam ;).
Trochę inaczej niż zwykle, bo w nadzieniu pojawił się również biały ser. Czyli pomieszanie knedli z pierogami, ale jest pysznie. Słodkie obiady rządzą. (wybacz wczorajszy przepyszny makaronie z sosem brokułowym!).
Nie zapominajcie o mięcie (chyba, że nie lubicie), wspaniale wszystko ożywia.
W oryginale z kwaśnym sosem rabarbarowym, ale ja podałam truskawkowy coulis, akcentując truskawkowe nadzienie. Przepis jednak z pierwszą wersję, ale wybierzcie to, co odpowiada Wam bardziej.
Pierogi z truskawkami i białym serem
przepis z programu Jakubiak w sezonie, ze strony kanału Kuchnia.tv
500 g mąkiwoda ciepła
200 g wiejskiego twarogu (u mnie półtłusty)
300 g truskawek
pieprz świeżo mielony
mięta świeża wedle uznania
gałązka rozmarynu(pominęłam, właśnie tego brakuje w moim zielniku;)
jeden rabarbar
3 łyżki octu balsamicznego
2 czubate łyżki cukru brązowego
Z mąki i wody wyrabiam delikatne ciasto (ważne żeby woda była bardzo wrząca) i odkładam na bok pod ścierkę żeby odpoczęło. Do miski wrzucam twaróg, posiekane truskawki, miętę i odrobinę rozmarynu, doprawiam pieprzem i mieszam aż składniki dokładnie się połączą. Na chwilę przed lepieniem pierogów przygotowuję sos. Na patelnię wrzucam posiekany rabarbar, zasypuję cukrem, a gdy rabarbar zacznie się zmieniać w konfiturę to doprawiam octem. Całość przecieram przez sito. Ulepione pierogi gotuję w osolonej wodzie, a po ugotowaniu zalewam sosem.
A w uszach - to.
super takie pierożki:) widziałam takie owocowe już na kilku blogach i mój apetyt na nie ciągle rośnie:) muszę go szybko zaspokoić:)
OdpowiedzUsuńGdybym tylko mniej nienawidziła lepienia :( ale zawsze kończy się tak samo...błagam kogoś żeby skończył to za mnie albo zaczynam mieć nieodpartą ochotę wywalenia wszystkiego za okno...ale jakby mi ktoś zrobił takie...mhmmm:)
OdpowiedzUsuńTak, czasem ludzie tak niespodziewanie i cicho oddryfowują od siebie że nawet nie można namierzyc końca flauty....to przykre, bo czasem nie ma już powrotu do wspólnego kursu...ja własnie niedawno obrałam znowu pojedynczy, osobny i nowy...
Czy jest mi z tym źle....hmmm...jest to smutne...ale i otwiera nowe mozliwości...
Może nawet w ramach tego polubię lepienie?;p
I znowu gratulacje ;) ja nadal wpraszam się do Mamy na pierogi, ale czas samej stanąć na wysokości zadania ;) p.s. i życzę, żeby się kleiło towarzysko - jak w pierogowym świecie ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, gdy przeczytałam Twój wpis miałam wrażenie, że to o mnie.. kiedyś.. nawet i 12, 20 godzin na dobę.. trochę smutno.
OdpowiedzUsuńA pierożki cudowne, nie jadłam z serem i truskawkami, a to musi być dobre połączenie..<3
Pozdrawiam ciepło
people change, my się zmieniamy, inni też się zmieniają, a skoro lubimy tych, którzy są do nas podobni to wcale się nie dziwię, że 8h zmalało do 2h.
OdpowiedzUsuńA pierogi są super i na szczęście zaliczam się do tych, którzy lubią ser i owoce :)
Holgo,
OdpowiedzUsuńgłośno potwierdzam to co powiedziała Trzcinowisko. Rzeczy dzieją się tak a nie inaczej po prostu i nie masz na to wpływu. Nawet tam gdzie padły słowa do grobowej dechy..I to smutne, ale zdarza się.Najważniejsze jest być szczęśliwym ze samym sobą, akceptować siebie i cieszyć się z tego co teraz. A takie sytuacje zawsze nas czegoś uczą i czynią mądrzejszymi życiowo.
Pozdrowienia serdeczne.
Uwielbiam każde pierogi, bez względu na nadzienie. A twaróg z truskawkami smakuje obłędnie ! Uwielbiam to połączenie . Pyszności !
OdpowiedzUsuń:):*
Pierożki apetyczne, wzbogacone twarożkiem też bardzo lubię. Pycha!
OdpowiedzUsuńWażne jest żeby nie oddalić się do końca, albo znaleźć coś nowego co łączy i odkrywać na nowo. U mnie pomogło :) piękne Twoje pierożki
OdpowiedzUsuńi u mnie podobna sytuacja się zdarzyła, a choć na początku było trudno wyszło mi to na dobre... Cudowne pierogi. Takie "naprawiacze" humoru i "odpędzacze" niemiłych myśli ;)
OdpowiedzUsuńO rety, uwielbiamy takie pierogi! Narobiłaś nam apetytu... tylko kto nam je teraz ulepi? ;) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńJest jeden plus: pierogi ci się nie rozłażą. U mnie jak się wali to wszystko. I w kuchni i w życiu. Ale patrzę na rzecz optymistycznie: gdyby to, co się rozlazło się nie rozlazło, to bym nigdy nie miała takiej wspaniałej przyjaciółki jak Natalia i nie poznałabym tych ludzi, których znam, bo te same kawałki na iPodzie i czytanie w myślach by wystarczyły. O! (W takich momentach zazdroszczę anglikom ich trzeciego trybu warunkowego- gdybanie jest wówczas łatwiejsze :-))
OdpowiedzUsuńJa też lubię Jakubiaka. Widać, że je to, co gotuje. Tak jak Nigella. Bywa, bywa, że drogi się rozchodzą. Nie pierwszy, nie ostatni raz. Holga, pozdrawiam wszystkie Twoje kotki!
OdpowiedzUsuńWybaczcie, że odpowiem tak zbiorowo.
OdpowiedzUsuńTak sobie teraz myślę, że niektórzy mogli źle zrozumieć początek tego posta. Poza tym tytuł może trochę zmylić, ale ja pisałam o przyjaciółkach. Każdego kogo wprowadziłam w błąd- przepraszam.
Dziękuje za miłe słowa, po raz kolejny zdaję sobie sprawę, że pisząc o czymś na blogu, zawsze mogę liczyć na wsparcie i historie podobne do moich. To niezwykłe.
Pogodziłam się już ze stratą i zrozumiałam, że mam o wiele większe zmartwienia niż zajmowanie się tym, co było i najwyraźniej prędko nie wróci.
Więc dziękuję jeszcze raz!
P.S. Kubełku, ja pozdrawiam cały Twój zwierzyniec! ;)
Niestety Holgo 'bywa' zbyt często. niestety.
OdpowiedzUsuńU mnie zdarzyło się to samo. Sporo lat siedzenia razem w ławkach, spotykanie się codziennie, nocowanki... a teraz brak czasu i chęci nawet na to, by spotkać się raz na pół roku. i te rażące różnice w poglądach i zachowaniu...o mamusiu....przerażające.
OdpowiedzUsuńA pierogi apetyczne :)