Zdecydowanie zbyt często to robię. Zbyt intensywnie.
Nie myślcie jednak, że jestem nazbyt inteligentna, nie popełniam błędów i mam opinię osoby opanowanej i konsekwentnej. Nie myślę na poważne tematy (choć czasem...). Ja po prostu analizuję. Każde zdarzenie. Każde słowo. Wszystko.
A resztę sobie dopowiadam. Przez to zbyt często jestem myślami gdzie indziej, a wyglądam wtedy niezbyt normalnie. Problemem jest też to, że sporo częścią moich myśli jest nierzeczywistość.
Dlatego czasem mam wrażenie, że coś powinno pójść inaczej, bo przecież było tak... A kilka sekund później zdaję sobie sprawę, że to działo się tylko w mojej głowie. Więc jest inaczej niż oczekiwałam.
Gubię się w tym, bo niektórzy twierdzą, że to wiek. Ja jednak znów wszystko przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że ja już tak mam. Pozostaje mi się z tym pogodzić i uczyć spontaniczności.
Tak, wiem. Filozoficznie się zrobiło. Uprzedzam, choć pewnie już się przyzwyczailiście, że czasem mówię o tym co myślę. Najczęściej na blogu. Publicznie i anonimowo jednocześnie.
A pomiędzy moimi wywodami zauważyliście pewnie zdjęcia(albo odwrotnie) czegoś różowego ze śmietanką na wierzchu. To nic innego jak mus porzeczkowy, trochę nietradycyjny, ale bez względu na to czy zawiera w sobie to, co w musie jest zwykle, trzeba nazwać go właśnie musem, bo jest niezwykle puszysty.
Uprzedzam, że polubią, a może raczej pokochają, go wszyscy, którzy za porzeczkami szaleją. To one są głównym składnikiem i to one nadają cierpkości i delikatnej goryczy, która pozostaje na języku, już na samym końcu kosztowania. Niezbędna jest więc śmietanka lub , tak jak w oryginale, mleko z wanilią. Łagodzi to smak i dzięki niej deser staje się delikatniejszy. No, i ładnie wygląda.
Mus porzeczkowy
przepis z bloga Kuchnia Agaty, cytuję za Agatą:
3 filiżanki czerwonych porzeczek3 filiżanki wody
1 filiżanka kaszki manny
1/3 filiżanki cukru
szczypta soli
2 filiżanki mleka
1 laska wanilii
4 łyżki cukru (lub do smaku)
lub śmietana kremówka, ubita z odrobiną cukru pudru
Umyte porzeczki ugotować do miękkości w wodzie. Przetrzeć przez sito. Do powstałej masy wsypać kaszkę, gotować do zagęszczenia. Osolić, dodać cukier. Gorącą kaszkę z owocami miksować aż do ostygnięcia (ok. 10 minut). Masa stanie się puszysta i jasnopastelowa.
Rozłożyć do salaterek. Schłodzić.
Mleko posłodzić, doprawić ziarenkami wanilii, kilka minut gotować z laską wanilii w środku, aby oddała swój aromat.
Deser przed podaniem polać mlekiem (mleko można lekko ubić) lub podać ze śmietanką.
Przyznaję, że najwięcej marzę, kiedy słucham muzyki. O, takiej.
Dodam jeszcze, że musem rozkoszowaliśmy się w sobotę, a dziś moje dłonie pachną lawendą. Dlaczego - napiszę już wkrótce.
Za porzeczkami niestety nie szaleje, ale ogolnie musy wszelakie uwielbiam, bede wiec sobie wyobrazac, ze to np. mus malinowy ;)
OdpowiedzUsuńA co do 'myslenia', to czasami naprawde warto wrzucic na luz i nie analizowac kazdej sytuacji, kazdego slowa. Wiem, latwo powiedziec, ale tego naprawde mozna sie nauczyc. Wszak trening czyni mistrza ;)
Pozdrawiam Cie serdecznie! I przepraszam, ze tak nieregularnie tu bywam... :*
"Ja po prostu analizuję. Każde zdarzenie. Każde słowo. Wszystko." - też tak mam i też dopowiadam... Pewnie jesteś bardzo dokładną i skrupulatną osobą ;) Mus porzeczkowy bomba! http://wlodarczyki.net/mopswkuchni/
OdpowiedzUsuńOj, mam podobnie. I tez czasem nie daje mi to zyc. A chcialabym sie po prostu wylaczyc - i nie myslec przez chwile...
OdpowiedzUsuńMoze taki mus porzeczkowy dalby mi choc chwile zapomnienia?
Ja juz troche wyluzowalam ale tez tak mialam :)
OdpowiedzUsuńA mus fajny. tylko u nas porzeczek jeszcze nigdy nie widzialam.
Kiedy nabierzesz dystansu do pewnych spraw, zobaczysz, że tak jest łatwiej, że na pewne sytuacje po prostu nie mamy wpływu. I chyba Cię zmartwię, ale to nie wiek i 'z wiekiem' na pewno się to nie zmieni. Bądź dzielna i poradź sobie ze wszystkim! Być może to po prostu nie było to ;) Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam. Zagubienie w myślach i zatarcie granic realności. Codzienność. Wiek? Czy może natura?...
OdpowiedzUsuńA mus wygląda naprawdę przepięknie. Mimo to, choć lubię porzeczki, to nie jestem pewna, czy byłabym w stanie się na niego skusić. Podobnie jak Bea powyobrażam sobie, że to maliny... Ach!
Uściski ślę!
O Holgo! dopiero zauważyłam ;) ja ten mus robiłam w tamtym roku tyle że z malinami i nie wyszedł mi 'puszysty' ale bardziej 'stały' ;) http://silasmaku.blogspot.com/2010/08/mus-kisiel-z-malin_04.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Holga, to dobrze, że tak masz :D bo przez to świetnie piszesz, naprawdę! :))
OdpowiedzUsuńHolga, totalnie nie wiem jak to się stało, ale nie obserwowałam jeszcze Twojego bloga. Nie mo,że mi to wyjść z głowy, a w dodatku robiłam to celowo i z rozmysłem a jednocześnie bezwiednie, ot paradoks, za każdym razem wpisując pieczołowicie adres Twojego bloga na pasku adresu (cookies :D free komputer). Amy też nie może mi wyjść z głowy, była najlepsza! Tobie też?
OdpowiedzUsuńDo rzeczy: mus porzeczkowy, to podobnie jak Bei, nie moja domena - pewnie lekko kwaskowaty. Ale prezentuje się wybornie.
Polececam książki " Potęga terażniejszości" bądż " Nowa ziemia" Eckharta Tolle , obie rewelacyjne. Deser wyglada obłędnie!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Beo, proszę bardzo, może być malinowy ! ;)
OdpowiedzUsuńI ja powinnam Cię przeprosić, bo mimo tego, że czytam każdy Twój post, to komentuję...jej, ja prawie nigdy nie komentuję. Wybaczmy sobie nawzajem ;). Dziękuję za miłe słowa.
mopswkuchni,dobrze wiedzieć, że nas, analizersów jest więcej ;).
Maggie, mnie na chwilę mus wyłączył- choć potem zaczęłam sobie go wyobrażać w innych owocowych odsłonach... ;).
Agnieszka, a może spróbować z innymi owocami? ;)
agnieszka, a wiesz, że właśnie myślałam, aby wykorzystać maliny? Hmm, nie wiem skąd ta kisielowa konsystencja, ale wierzę, że też był pyszny ;).
Trzymam się! ;)
Zaytoon, obstawiam naturę. Wszystkim wpadają do głowy maliny- łącznie ze mną. Ściskam!
Aurora, lubię Cię, naprawdę, ale to jedna z większych bzdur jakie usłyszałam w życiu na swój temat ;). Pozdrawiam!
Ago, przez Ciebie, przez chwilę się zawahałam - 'czy ja obserwuję Kubełka?!' ;). Nie liczę obserwatorów (ale chwilka, jest ich już 80! ;), więc nie gniewam się za 'nieobecność', cieszę się za to, że mój blog nie zginął i nadal tu zaglądasz ;).
Dziwię się sama sobie, ale Amy chodzi mi cały czas po głowie. Już nawet nie piosenki, ona, jako osoba i wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Przeraża mnie 'Klub 27'. Łączę się z Tobą w niepogodzeniu się z tym, co się stało!
Wiesz, że nie tyle co kwaskowy (szczerze-dość słodki), ale, co charakterystyczne dla porzeczek, pozostawia lekko gorzki smak na końcu.
agnieszka, sprawdzę z chęcią, dzięki!
Pobiłyście rekord, moje drogie Agnieszki! Cztery agnieszkowe komentarze pod jednym postem, co za wynik ;).
znam go bardzo dobrze, robiłam w zeszłym roku:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!http://waniliowachmurka.blogspot.com/2010/08/musniete-porzeczki.html
Mus porzeczkowy wygląda wspaniale. Z przyjemnością zatopiłabym w nim swoją łyżeczkę :-)
OdpowiedzUsuńChętnie bym zjadła taki mus na podwieczorek. Świetny pomysł na wykorzystanie porzeczek :)
OdpowiedzUsuńOlcik, widziałam i u Ciebie. Uściski! ;)
OdpowiedzUsuńJoanna, ja, choć pozostał tylko wspomnieniem, również ;).
Kasia, głowiłam się nieźle co z nimi zrobić!