Doświadczam, że jedynym sposobem, by przebrnąć przez życie jest wyobrażenie sobie siebie w innej rzeczywistości. Często zastanawiam się jak ludzie zareagują na moją śmierć. [...]
Czasem żałuję, że ekipa filmowa nie śledzi każdego mojego kroku. Wyobrażam sobie, jak kamera unosi się, gdy odchodzę, ale, o ile nic się nie poprawi, moja biografia będzie miała budżet tylko na oddalenie.
Chciałbym, by życie było jak amerykańska opera mydlana. Gdy tylko robi się dramatycznie, przyciemniasz obraz i zostawiasz to na potem.
Droga Jordan,
Jesteś jedyną, której pozwoliłbym skurczyć się do mikroskopijnych rozmiarów
i pływać we mnie w malutkiej łodzi podwodnej.
Jeśli macie ochotę zobaczyć filmową adaptację mojego życia, polecam. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń przypadkowe. A jednak.
Scenka rodzajowa. Sześcioletni brzdąc w poplamionej błękitnej sukience z uroczymi warkoczykami (fryzura i strój wyimaginowane na potrzeby scenki; podkreślają dziewczęcość i niewinność. nie byłam ani dziewczęca, ani niewinna. ), ściskający w dłoni wielkości cytryny przeliczane miliony razy drobne, stojący przed sklepową witryną i arcyważną decyzją. Wybrać ciastka. Cóż to za odpowiedzialność spoczęła na kilkuletniej dziewczynce o różowych policzkach. Drogą dedukcji, jako pierwsze wykluczane są zawsze wafle.
Nic w tym dziwnego. Rozmiękłe, co oznacza zaprzeczenie idei idealnie cieniutkich i kruchych wafli, sklejone przesłodką czekoladowo-podobną mazią o margarynowym posmaku. Z serii Wspomnienia Mdlące.
Olśniła mnie Arvén. Wafle stworzone dla mnie, Michałkowego Potwora. Pyszne i niewymagające. Ave.
*wafelki na zdjęciu są robione z 2/3 proporcji z przepisu oryginalnego.
Pycha! Też ostatnio robiłam, z masą kakaową. Mój K. je uwielbia, wiec musi co jakiś czas mieć wafle, bo to smak jego dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńAch, obłędne! <3 czekolada i orzeszki to połączenie doskonałe ;)
OdpowiedzUsuńNo fajowo by było sobie ustawiać kamerę na swoje życie, by filmowano tylko te wybrane fragmenty, te najbardziej czekoladowe... Ale życie to życie i gdy nie jest zbyt czekoladowo to zawsze możemy sobie osłodzić czekoladą ;)
OdpowiedzUsuńZjadłabym sobie takie wafle.
OdpowiedzUsuńArctic Monkeys. o.o
wyglądają tak kusząco, że od razu mam ochotę zabrać chociaż parę.. mogę?
OdpowiedzUsuńUwielbiam! I film, i wafle, i Twojego bloga :) ... nie podoba mi się tylko ten mój brak czasu na odwiedziny... Uściski!
OdpowiedzUsuńkocham akie wafle ;)
OdpowiedzUsuńDobrze sie ciebie czyta, wiesz?
OdpowiedzUsuńFilmu nie widzialam, ale poszukam. A wafle kiedys zrobie. Kiedys = jak tylko dorwe wafle tortowe, ktore tutaj nie sa tak latwo dostepne, niestety :(
zapomniałam o tym filmie zupełnie! Widziałam plakaty już w zeszłe wakacje w Paryżu i sam tytuł mnie zaintrygował, w zapowiedzi się zakochałam, a kiedy był w kinach chyba przeoczyłam (a był?). Muszę nadrobic, dziękuję za przypomnienie :)
OdpowiedzUsuńOo, jaki smakowity przepis, może wreszcie rozwinę swój repertuar wafli o coś ciekawszego niż masa krowkowa. A film jest strasznie uroczy, i też momentami miałam wrażenie, ze jest bardzo o mnie. Niepokojące. I zakochałam się w ścieżce dźwiękowej.
OdpowiedzUsuńO jezu.. mam ślinotok.
OdpowiedzUsuńChciałam je ostatnio zrobić, ale wylądowałam na wsi, a tam w sklepie nie ma oczywiście połowy składników...
OdpowiedzUsuńMusialy byc pyszne te wafle, a sentencje z filmu... coz, zycie.
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie tę dziewczynkę ;) I za bardzo rozmarzyłam się nad historią, a jesli robisz to w pracy, to zawsze to zła wróżba :)
OdpowiedzUsuńwafelki super, natomiast jeśli chodzi o film, byłam nim trochę rozczarowana, wszystkie najlepsze sceny były trailerze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię Holgo i pojawiaj się częściej :)
Uwielbiałam takie wafle :)
OdpowiedzUsuń