Blogowa nieobecność zobowiązuje. Jeśli na dodatek pozostawiam za sobą jedynie nieodkrywczą piosnkę i rzucam skromnym 'Do przeczytania' w stronę Waszych monitorów, czuję nad sobą mały kłębek oczekiwań, który ciągam ze sobą jak kiedyś fatum deszczu (historia oparta na faktach).
Nawet jeśli moje wojaże zdobyły tytuł Najmniej Inspirujących Wojaży Lata 2012 i kilka wyróżnien z podkategorii, miło jest rozprostować palce nad klawiaturą i zamiast maratonu Modern Family, pozwolić Wam zatopić się w lawinie moich słów. Bo dotąd to ja topiłam się w syropie swoich myśli. Wyjątkowo dobrze wychodzi mi to we własnym łóżku, pociągach i (jako nowość w mojej kolekcji miejsc do maniakalnego zmieniania tematu ze samą sobą) autobusach.(wcześniej musiałam wykluczyć autobusy ze względu na chorobę lokomocyjną ).
Choć znam rozkład na pamięć, a sprawdzenie za ile minut skończy się motornicza przerwa to tylko przerwanie drażniącej umysł przystankowej ciszy i poczucia, że kilka par oczu przykleiło się do twoich nagich nóg, kiedy jest TAK zimno, i tak to robię. Spoglądam jeszcze raz na liczbowy szyfr, a autobus podjeżdża symboliczne trzy metry, co oznacza tyle co skinienie głowy.
Muszę kupić zieloną herbatę i notatnik z długopisem, powtarzam w myślach wchodząc do autobusu, który westchnął w tym samym momencie co ja. Zajmuję miejsce, gdzie w razie wypadku ryzyko śmierci jest największe. Chociaż jeszcze o tym nie wiem.
Wspominam przełomowy dzień, kiedy przestałam myśleć, że osa ma kształt tictaca i wreszczcie zrozumiałam pojęcie 'talii osy'. Wyplułam to brzęczące wytaliowane coś razem ze skórką kwaśnego jabłka w upalny dzień nad jeziorem. Do dzisiaj nie wiem od czego mój kilkuletni prototyp się krzywił.
Przystanek #1
Ciąg dalszy autobusowych przygód nastąpi, tymczasem wysiadam tutaj i oprócz ususzonych butelkowozielonych listków w torebkach, w koszyku ląduje:
3/4 filiżanki pure buraczkowego(instrukcja poniżej)
1 łyżka soku z cytryny
1 1/2 łyżeczki octu (najlepiej ryżowego, jabłkowego, ale winny też się sprawdzi)
1 filiżanka cukru (odrobinę zmniejszyłam ilość)
115g miękkiego masła
szczypta soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 1/4 filiżanki mąki pszennej (może być pełnoziarnista)
2 jajka
1/2 filiżanki maślanki
1 łyżka naturalnego kakao
ewentualnie: ulubiona konfitura/ krem(z malinowym dżeme są idealne)
200ml schłodzonej kremówki
Wszystkie składniki dokładnie zmiksować w food-procesorze lub dobrze wymieszać. Przelać do muffinowych foremek i piec 15-20 minut w 170'C. (do suchego patyczka). Wyjąć z piekarnika i ostudzić. Jeśli używacie nadzienia: wydrążyć w każdej babeczce wgłębienie małą łyżeczką i wypełnić czym tylko chcecie. Śmietankę ubić i udekorować sprawiedliwie każdą babeczkę. Najlepsze są mocno schłodzone.
Aby zrobić pure: 2 buraki pokroić w dużą kostkę, ułożyć w naczyniu z niewielką ilością wody przykrytym folią aluminiową i piec w 200'C do miękkości (ok.40 minut). Po upieczeniu obrać ze skóry i bardzo skrupulatnie miksować.
~ źródło ~
lubię Cię czytać (: i uwielbiam The Smiths! nie wiem czy nie bardziej niż Beatlesów (walka trwa!). pozdrowienia! (:
OdpowiedzUsuńWieki temu odpowiedziałam na Twojego maila wymiankowego, ale chyba się zgubił :(
UsuńThe Smithsowa moc z Tobą :)
ciekawi mnie jak smakuja ;)
OdpowiedzUsuńWilgotne, nie powalają czekoladowością, to tylko dodatek. Nie zachwycają, ale są naprawdę smaczne i na przyzwoitym kapkejkowym poziomie ;)
Usuńwojaże niech trwają w najlepsze - po takim wypieku czuj się usprawiedliwiona ;) p.s. smaki i kunszt na bardzo wysokim poziomie (mimo wakacji i imperatywu lenistwa) :) pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńBrak słów :)
OdpowiedzUsuń, będą zdania w mojej kolejnej odpowiedzi, mam nadzieję, że list dojdzie na dniach, bo od wczoraj kisi się w skrzynce pcoztowej :)
Ściskam!
oj, pamiętam moje wojaże autobusowe na drugi koniec PL...
OdpowiedzUsuńAmazing blog !
OdpowiedzUsuńIf you like my fanpage, you can win a Chanel Nail lacquer ! :) Good luck !