Bezpośrednim powodem mojego dzisiejszego odzyskania blogowego głosu, jest pewnie impuls elektryczności, który przeszedł przez moje ciało przy okazji ocucania laptopa z hibernacji.
Za każdym razem w ciągu tych kilku miesięcy, kiedy wibrowała we mnie myśl o nowym poście, bałam się przebicia balonu z pomysłami. Zupełnie jakby kryształowy sufit miał roztłuc się nade mną klikając pomarańczowy przycisk.
Jednym z niewielu stałych tematów w czasie, kiedy nie było ze mną bloga, było to, co kiedyś wpiszę w karcie o łacińskiej nazwie, takiej co ma też twoje nieudane zdjęcie 3,5x4,5cm i datę urodzenia.
Może będę dobierać ramy do nieznanych dzieł nieznanego artysty w nieznanej galerii w jeszcze bardziej nieznanej dzielnicy albo będę tym głosem w niemieckich pociągach, który mówi, po której stronie stanąć do wyjścia? Może będę wymyślać wariackie nazwy dla odcieni szminek i palet cieni do powiek czy projektować wzory na plastry dla dzieci? A kto porządkuje nazwiska przy napisach końcowych filmu? Czy mogłabym doradzać Pani z -6,5 dioptrii, w których oprawkach jej do twarzy? Na razie zastanawiam się tylko jak, szanując prawa autorskie, rozpocząć produkcję takich koszul.
4 maja, kiedy mój organizm zastanawiał się jak strawić porcję hummusu dla czteroosobowej rodziny i pudełko czekoladek z aromatami nieidentycznymi z naturalnymi, na ogródkowym kocu i z kocią sierścią w szklance lodowatej wody, przypomniało mi się jak pewna kosmicznie ważna i inteligentna osoba powiedziała mi
Nie będziemy "ważne", ale wielkie.
Więc zróbmy sobie niespodziankę. Tu i w każdej innej sprawie, na której myśl cierpną zmysły.
A innym, na przykład takim kosmicznie ważnym, zróbmy to ciasto. Nawet jeśli mieli urodziny prawie trzy tysiące godzin temu i prawie 166km ode mnie.
To nie jest pseudocukierniane ciasto, które się zje, zagryzie i zapomni. To brownies w wersji rozszerzonej. Tort, po którym szuka się wyjścia z pokoju ekstazy. I jest cholernie prosty.
Tort czekoladowy z mascarponowym kremem
ciasto:
przepis z bloga Verdade de sabor: 250 g dobrej jakości gorzkiej czekolady, posiekanej
175g miękkiego masła130 g ciemnego brązowego cukru4 duże jajka80 g mąki pszennej (lub ulubionej dowolnej, np. orkiszowej)20 g skrobi kukurydzianej3/4 łyżeczki proszku do pieczenia50 g kakao100g mąki migdałowej
szczypta soli 3 niewielkie, kwadratowe foremki lub tortownice o śr.18cm* wysmarować masłem i wyłożyć dno papierem do pieczenia.
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej lub (bardzo ostrożnie) w mikrofali.
Masło z cukrem utrzeć na puszystą masę. Stopniowo, jedno po drugim, wmiksować jajka i łyżkę mąki. Dodać rozpuszczoną i lekko przestudzoną czekoladę, połączyć. Pozostałą mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, skrobią, kakao, szczyptą soli i zmielonymi migdałami/mąką migdałową. Wmieszać delikatnie do maślanej masy. Ciasto rozdzielić na 3 części, rozłożyć do foremek, wyrównać powierzchnię. Piec w 160'C 35-60 minut, do czasu aż powierzchnia stanie się twarda, ale wbity patyczek pozostanie lepki.
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej lub (bardzo ostrożnie) w mikrofali.
Masło z cukrem utrzeć na puszystą masę. Stopniowo, jedno po drugim, wmiksować jajka i łyżkę mąki. Dodać rozpuszczoną i lekko przestudzoną czekoladę, połączyć. Pozostałą mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, skrobią, kakao, szczyptą soli i zmielonymi migdałami/mąką migdałową. Wmieszać delikatnie do maślanej masy. Ciasto rozdzielić na 3 części, rozłożyć do foremek, wyrównać powierzchnię. Piec w 160'C 35-60 minut, do czasu aż powierzchnia stanie się twarda, ale wbity patyczek pozostanie lepki.
Przed składaniem warstw każdy blat kompletnie ostudzić (można przygotować dzień wcześniej).
krem:
250g mascarpone
300ml śmietany kremówki, dobrze schłodzonej
cukier puder do smaku (u mnie około 4 czubatych łyżek, ale warto stopniowo próbować i dodawać)
mały słoiczek ulubionej konfitury, dżemu (u mnie domowy malinowy)
do nasączenia:
1/2 szklanki kawy/ słabej czarnej herbaty/ amaretto/ likieru/ rumu;
dowolna kombinacja powyższych
Mascarpone wymieszać dokładnie z cukrem. Śmietankę ubić na sztywno i w trzech turach, delikatnie połączyć z mascarpone.
Najgrubszy blat nasączyć, dokładnie rozsmarować na nim konfiturę. Wyłożyć 1/3 kremu. Powtórzyć z kolejnym blatem. Ostatnie ciasto połączyć nasączoną warstwą do kremu. Lekko docisnąć. Wierzch i boki posmarować dokładnie pozostałym kremem. Dowolnie ozdobić: u mnie maltesersy i skromna ilość posypki. Schłodzony można oblać czekoladą. Przed podaniem wstawić na kilka godzin do lodówki i tam przechowywać.
*jeśli nie macie identycznych foremek lub piekarnik nie daje rady, polecam:
użycie jednej foremki o pożądanym tortowym rozmiarze i kolejnej, dwa razy większej (po upieczeniu i ostudzeniu przekroicie ciasto na pół i nikt nie zauważy)
lub
pieczcie ciasta partiami, w czasie pieczenia przechowując pozostałe ciasto w lodówce
Jak już wracać to w wielkim stylu, no nie?:D Swoją drogą to faktycznie zdążyliśmy polubić pannę Lawrence. Kto by się spodziewał.
OdpowiedzUsuńDobrze Cię znowu, hm, widzieć?
PS. Wpadłaś przelotem, czy zostajesz na dłużej?:)
Jejuuuuuuuuu..... jak dobrze, że wróciłaś i to w tak cudnym stylu :D
OdpowiedzUsuńU mnie wieeeeele się wydarzyło :))
radość, radość, radość! nie umiem inaczej opisać tego jak się cieszę, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńWygląda obłędnie :)
OdpowiedzUsuńSuper, że znów jesteś!
nie uciekaj już na tak długo. pusto tu bez Ciebie. a czekoladowościami jakoś lepiej.
OdpowiedzUsuńWitaj z powrotem :)
OdpowiedzUsuńCudowny tort :)
Holgo, nie będę oryginalna - jak dobrze, że jesteś.
OdpowiedzUsuńtort prezentuje się wspaniale, a ja jak zwykle próbuję się odchudzać..
pusto tu bylo bez ciebie!
OdpowiedzUsuńMiło mi, że zostałam ponownie powitana jak zaginiona najlepsza przyjaciółka i choć mam wrażenie, że post był wynikiem zwykłego potknięcia o swój blog, obiecuję nie znikać już w tych niepewnych czasach. :)
OdpowiedzUsuńTo ciacho wygląda mega, prosze o kawał!
OdpowiedzUsuńjaka perfekcja w wykonaniu! podziwiam :)
OdpowiedzUsuńdodaję do obserwowanych
Cudowności. Jak dobrze,że można znowu Cię poczytać! Wróć na dłużej.;)
OdpowiedzUsuń