piątek, 27 maja 2011

rabarbarzyńca

Krwistoczerwone palce i nóż. Ścieram z blatu dowody zbrodni. Rozsypany cukier i różowe odciski palców. Do domu wrócił...

rabarbar.
Długo go nie było. Z dzieciństwa pamiętam jego kwaśny smak w cieście mojej Babci. Powinnam napisać, jak bardzo mi smakował i , że jest to jedno z ulubionych kulinarnych wspomnień, ale nie chcę skłamać. Nie smakował mi. Wolałam przesłodzoną Milkę ze sztuczną truskawką. Smaki jednak się zmieniają, jak mawia mój Dziadek. Przytakuję i wcinam kolejną łyżeczkę rabarbarowego musu.
Nie próbowałam się do niego przekonywać, bo nikt mnie do niego nie przekonywał. Ciekawość dopadła mnie w tym sezonie. Tym bardziej, że nieładnie nie wykorzystać mocno różowych łodyg prosto z ogródka Babci, prawda? Przejrzałam mnóstwo przepisów i nadal to nie było to coś. W końcu pokroiłam część podarowanych mi łodyg, wrzuciłam do rondelka, zasypałam odrobiną cukru, starłam imbir na drobnej tarce i skropiłam trochę cytryny. Wykorzystałam jaśniejsze łodygi, jednak kolor nadal jest niewiarygodny. Zresztą spójrzcie sami na zdjęcie wyżej i poniżej. Te różowiutkie, cienkie jak druty łodygi właśnie swoim zapachem wypełniają całe mieszkanie. Swoim i ciasta. O którym (jeśli się uda;) napiszę wkrótce.
Sądziłam, że twarde łodygi gotować się będą długo, ale nic podobnego. Zmiękły szybciej niż świeże pomidory. Dla aksamitnej konsystencji zmiksowałam wszystko blenderem. A potem zaczęło się podjadanie... ;). I wiecie co się okazało? Że ja kocham rabarbar. Na dodatek uważam, że jest bardzo skromną i niepewną siebie rośliną z podklasy goździkowatych. Jest świetny w symbiozie z jabłkami czy truskawkami, często jest niedoceniany. Taki niepozorny. 
Aby nie zjeść całej miseczki rabarbarowego musu w czystej postaci wykombinowałam (to naprawdę bardzo kombinowany deser !) filiżankę słodkości, inspirowaną pewnym deserem Nigelli.
Do filiżanki/kubeczka/miseczki nakładamy dowolną ilość serka homogenizowanego/kremu na bazie mascarpone/jogurtu  naturalnego osłodzonego cukrem czy miodem. Dokładamy rabarbarowy mus. Na wierzch kruszymy herbatniki czy ciasteczka zbożowe. I jemy od razu. Możecie również przygotować wszystko wcześniej i przechowywać w lodówce, ale przygotowanie jak widzicie, opiera się na wyłożeniu wszystkiego do miseczki, więc nie ma  problemu nawet z niezapowiedzianymi gośćmi czy nocną słodką zachcianką.
I znów krótka zapowiedź: tort. Wyjątkowo lekki i łatwy. 
Lecę zobaczyć co z rabarbarowym ciastem.

20 komentarzy:

  1. To musi być pyszne, z chęcią spróbuję :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ, piękny ten Twój rabarbar, różowiutki, soczysty, dojrzały - piękny okaz, zazdroszczę ;)
    marta

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam rabarbar, w dzieciństwie piłam kompot z jego udziałem, a teraz jest moją nieustanną inspiracją:) robiłam podobny deserek:)
    pozdrawiam i miłego weekendu życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. Poproszę! Ale to musi smakować...

    OdpowiedzUsuń
  5. No..., moja Droga..., czerwony rabarbar..., ale masz dobrze... bardzo dobrze... - tez chcę taki...

    OdpowiedzUsuń
  6. Och jeju...ale bym tak wcięła musik rabarbarowy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, ale go załatwiłaś ;-) gratulacje! Jesteś nową Nigellą!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Piekne zdjecia, cudny deser! I pytanie: czy taki mus mozna trzymac w lodowce przez jakis czas?

    OdpowiedzUsuń
  9. slyvvia, jest! Spróbuj, spróbuj.

    Anonimowy, ten z domowego ogródka najlepszy ;).

    ilka_86, wzajemnie :).

    Delie, proszę bardzo . A jak ;).

    ewelajna, wiem, wiem. Dziękuję telepatycznie Babci!

    Trzcinowisko, wystarczą 4 składniki, chwila gotowania i masz swój własny ;). Możesz wcinać do woli!

    Aurora, mam zdecydowanie mniejsze biodra i nie lubię masła i cukru w takich ilościach jak ona, ale chcąc czy nie, muszę się do niej upodabniać, wszak oglądam jej programy od 11 roku życia ;). Ale tak na serio, to dzięki wielkie za komplementujący komentarz, choć uważam go za ogromną przesadę ;)).

    Maggie, dzięki! Jak najbardziej, byleby był szczelnie przykryty lub zamknięty w pojemniku. Mój żyje już około 6 dni i nic mu nie jest, choć planuję go dziś albo jutro wykorzystać ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaki on u Ciebie czerwony O.o Skąd Ty taki rabarbar masz? Zazdroszczę tak, żem gotowa do krwawej zbrodni ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Holga, prosty i zarazem niebanalny deser.

    Dziękuję za życzenia miłego weekednu, ale przez najbliższe 4 miesiące mam wieczny weekend, do tego stopnia, że o 11:00 wcinam płatki oglądając Jamiego albo Nigellę jeszcze w piżamie, nie mając pojęcia o tym, jaki dzień tygodnia mamy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Usagi, zapytaj Babci jak ona tak robi ;). Dodam jeszcze, że na zdjęciu są najgrubsze łodygi, a poza nimi były wszystkie chude jak mały palec i jeszcze bardziej czerwone. Zaczynam się bać!
    ;)

    Kubełku, dokładnie!
    Zapomniałam, że masz tak dobrze! Doskonale znam to nierozpoznawanie dni tygodnia i stratę poczucia czasu, bo mnie czeka takie rozleniwienie od 22 ;). Wstawanie o 11, płatki+kuchnia.tv, jejuś, właśnie sobie uświadomiłam jak ja tęsknie za wakacjami! Miłego, czteromiesięcznego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  13. No niee...co za kolor!! Fenomenalny!! Ja też całkiem niedawno odkryłem rabarbar, zaledwie rok temu, ale już nie wyobrażam sobie życia bez tego kwaśnego smaku.. A deser..robię identyczny..tylko imbir zamieniam skórką pomarańczową.. Pyszności..

    OdpowiedzUsuń
  14. boję się, że zanim pozaliczam wszystko u siebie na studiach, sezon na rabarbar się skończy i znowu nic nie upiekę z rabarbarem w roli głównej.

    A bardzo lubię rabarbar, i chętnie gotowy sos truskawkowy zastąpiłabym takim musem :)

    OdpowiedzUsuń
  15. spencer, tak, wiem, też się takiego nie spodziewałam ;). To bardzo fajnie!

    M., ja też w tym szkolnym rozgardiaszu, nie mogłam znaleźć chwilki na pieczenie, ale postanowiłam, że najpierw odprężenie, a potem biorę się do pracy. Drugiej klasy gimnazjum nie ma co porównywać do studiów, ale łączę się z Tobą w zaliczeniowym bólu ;).

    OdpowiedzUsuń
  16. mmm ten mus ma cudowny kolor i musi być pyszny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. ten mus jest cudowny. a ja jestem rabarbarową wielbicielką od zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  18. och, ale rozkoszny!
    mus.. sos... pełen słońca.

    OdpowiedzUsuń
  19. Oj Holga, pysznie udało się oswajanie rabarbaru ;) trzymałam kciuki, żebyś się dała przekonać, ale wszystko w swoim czasie. I czas rabarabru nastał, hurra ;) poza tym gratuluję takiego autorskiego i sensualnego oswajania się ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Duś, zdjęcie nieprzerabiane ;) !

    asieja, więc polecam potrójnie.

    Karmel-itka, pełen słońca - to do niego pasuje.

    Magda, to dzięki kciukom tak mi się spodobał, naprawdę ;).

    OdpowiedzUsuń