piątek, 22 lipca 2011

Nowhere to Run

favourite breakfast?
Jejuś, przecież ten post będzie prawie o niczym!
favourite breakfast?
Popadam w skrajności, więc czasem post pojawia się raz na dwa tygodnie, a czasem będą dwa w ciągu kilkunastu godzin. Wszystkich, którzy przegapili wczorajszy, odsyłam tu, bo tego ciasta nie warto pomijać. 

Od kilku lat, zawsze po wakacyjnym wyjeździe, odczuwam tak zwaną depresję poprzyjazdową (tak, sama wymyśliłam to określenie). To okres, który trwa zazwyczaj około tygodnia i charakteryzuje się ciągłym przygnębieniem, uczuciem niezadowolenia ze wszystkiego i wszystkich(łącznie ze sobą), konieczny też jest anty-oficjalny strój (piżama albo rozciągnięty t-shirt sprawdza się najlepiej), a podkrążone oczy to kolejna cecha człowieka niezadowolonego ze swojej okolicy.
Ku mojemu zdziwieniu, w tym roku jakoś owa depresja mnie ominęła, ciesząc się z tego niezmiernie, postanowiłam pójść na niezobowiązującą przechadzkę po mieście, której celem miało być pouśmiechanie się do ludzi i kupienie wakacyjnego zestawu nudziarza(o którym niżej).

Lekka mżawka, dwadzieścia stopni na termometrze, brak słońca. Niby nie jest pięknie, ale t-shirt wystarczy. Na ulicy, znienajmilszymwyrazemtwarzy przywitali mnie mieszkańcy mojego miasta, w jakże modnych tego sezonu puchówkach. Na nic mój (wątpiący coraz bardziej) uśmiech, kiedy mijałam się z nimi na chodnikach, stałam się w jednej chwili niewidzialna i kompletnie nikt nie przesunął się nawet o centymetr (nie przesadzam, przysięgam!), aby zrobiło się milej i można było przejść. Moje ramiona trochę ucierpiały, ale aby się pocieszyć zajrzałam stragan, który miał mnie przywitać sezonowymi owocami.
rosberries vs. blueberries
Przywitaliśmy się, opuściłam go z garstką malin i taką samą ilością borówek. Smutne, że kosztowały dwa razy tyle co paczkowane mrożonki. Które nota bene, można dostać przez cały rok i nie trafimy na zgniłki.
cats&rasberries
Przy okazji dowiedziałam się, że Jimmy (tak, został z nami ;) też lubi maliny. Stwierdził, że borówki są zbyt kwaśne. Uzupełniamy się.

Pierwsza część zestawu Wakacyjny Nudziarz już jest, więc zajrzałam do księgarni, aby uzupełnić zapasy.
the smell of new books
 Wyszłam z książką, o której istnieniu nie wiedziałam, a byłam strasznie ciekawa tej historii. I drugą, która sama wpadła mi w ręce.
the smell of new books
Alicja w krainie rzeczywistości, czyli odpowiedź(wg Melanie Benjamin) na pytanie kim była tajemnicza dziewczynka, która zainspirowała Lewisa Carrolla? Na samą myśl o tej relacji mam ciarki. 
Natomiast o Strasznie głośno, niesamowicie blisko możecie przeczytać na przykład tu.
Poniżej Jimmy w krainie czarów. Często ma chwile zadumy.
the smell of new books
the smell of new books
Okazuje się, że nie tylko ja lubię zapach nowych książek.
rasberries&blueberries&books
rasberries&blueberries&books
A, żeby działalność mojego bloga na Durszlaku miała jakiś sens, oprócz zdjęć mojego śniadania będzie dziś dawka kofeiny. Okazuje się, że nie tylko mi nie pasował smak zaparzonej i schłodzonej kawy, ale po przydatne informacje, recepturę na kawowy koncentrat i piękne zdjęcia zapraszam Was do Agnieszki, aż nad Atlantyk.  A u mnie gif na cześć pysznej kawy, którą słodziłam syropem z agawy (tak samo jak zawartość miseczki na dwóch pierwszych zdjęciach). (przepraszam Was za tę Hulę Krasulę ;)
 Z dedykacją dla Agi i Asi muzycznie dziś (chyba) w ich klimatach.

18 komentarzy:

  1. Ale pięknie tu u Ciebie :) Od razu zrobiłaś mi smaka - śniadanie z borówkami amerykańskimi to moje ulubione. Podobno to najzdrowszy owoc ze wszystkich, więc jest do tego jeszcze baardzo pożywne :) Co do książek, życzę miłego czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne owocowe śniadanko;),miłej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ to było o wszystkim a nie o niczym:)
    Książkę "Strasznie głośno, niesamowicie szybko" przeczytałam. Bardzo mi się podobała forma narracji J.S.Foer'a w tej książce.
    Ja często idąc ulicą się uśmiecham do ludzi, nie ważne czy odwzajemnią czy nie (tutaj odwzajemniają często!).
    Taka kawa na zimno to coś dla mojego E. Muszę zajrzeć do Agnieszki po przepis.
    Miłej lektury i dalszych wakacji:)

    OdpowiedzUsuń
  4. to kotś oprócz mnie ma depresję poprzyjazdowa?!!!
    Wow...co za ulga...nie jestem sama na świecie...boski kotek:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tam slodkie maliny i (juz nie tak slodkie) borowki, Jimmy i tak jest slodszy niz one wszystkie razem wziete, utopione w bitej smietanie i posypane cukrem :)
    A depresja powakacyjna to zjawisko dosc powszechne, niestety. U mnie wprawdzie trwa 2-3 dni, ale to i tak o wiele za duzo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Holga, Twój Jimmy jest przeciwieństwem mojego Franka, których chwili zadumy nie ma, ma tylko chwilę szaleństwa. Piżama do 12 w południe - to jest to, mam taką z sindbadkami i hello kitty w wersji emo, fiolet z czarnym, nadruk brokatowy. Z wyprzedaży w h&m za 10 złotych, kupiona dla ciepłej i porządnej bawełny na dziale dziecięcym - zawsze kupuję tam jeansy, ale nie wiem, czy nie tylko po to, aby sprawdzić, czy jeszcze mieszczę się w rozmiary dziecięce od 152 włącznie w górę ;-) !

    OdpowiedzUsuń
  7. Piżama lub t-shirt... Ja mam moją "kryzysową" bluzę, za dużą o kilka rozmiarów, z wielkim kapturem i kieszeniami, w której wyglądam jak rasowa, buntownicza nastolatka. ;)
    Hula Krasula hehe :D Widzę też nibylightbox. Mój niestety odszedł w niepamięć po tym jak zrobiony w pocie czoła, został kilka dni później brutalnie potraktowany śrubokrętem przez pana pralkonaprawiacza. :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Domi, niezbyt mnie interesuje czy borówki są najzdrowsze, ważne, że je kocham ;). Dzięki za odwiedziny!

    Monisia, dziękuję!

    Agnieszka, no właśnie niby o wszystkim, a nic konkretnego z tego nie wynikło ;). Też czasem mam fazę na uśmiechanie, ale to najwyraźniej zachodni zwyczaj, u mnie w mieście tego nie znają :l. Dzięki!

    Trzcinowisko, musiałabyś z nim spędzić 24h, jestem pewna, że Twoja miłość by trochę zmalała ;).

    dorota20w, wykorzystuje tę urodę aż za bardzo ;).

    Maggie, kiedy śpi - owszem, porównałabym go nawet do amerykańskiego buttercream albo nawet fudge w kwestii słodyczy, ale szramy po jego zabawie (na moich rękach i nogach, a nawet na szyi) nadają mu pikanterii ;). Mi depresja powoli przechodzi!

    Ago, jego 'chwile zadumy' trwają średnio setne części sekundy, reszta to szaleństwo (plus trochę czasu na jedzenie;), więc nie powiedziałabym, że bardzo się różnią. Ja, choć Hello Kitty nie znoszę, też mam taką z h&m'owej wyprzedaży (w przeliczeniu cena wypada podobnie ;), tyle, że koszula, i kitty w słodszym niż Twój wydaniu. Ja też czasem zajrzę na dziecięcy, ale w kwestii jeansów pozostaje mi tylko rozmiar na 164. Tłumaczę to zbyt długimi nogami ;).

    ~Chuck, mam podobną, tyle, że zamiast kaptura ma dłuuuugi kołnierz, przez co czasem widać tylko moje buntownicze spojrzenie ;). Mój nibylightbox to nic innego jak kontrukcja z brystolu i ikejowych puszek, takiego z prawdziwego zdarzenia jeszcze nie miałam, zresztą nie wiem, gdzie ja bym go trzymała ;). Używam tej konstrukcji niezwykle rzadko, kiedyś dość często, bo zimą trudno o dobre światło.
    Oj, ci pralkonaprawiacze potrafią czasem zdemotywować... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. jak to fajnie czasem zaszyć się z książką i dobrym deserem... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Holga, cieszę się, że ta moja "parzona" na zimno kawa przypadła Ci do gustu. Gif świetny. Ja depresję poprzyjazdową staram się odreagować gotując potrawy z odwiedzonego regionu. :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Strasznie mi się tu u Ciebie podoba!
    Niesamowite zdjęcia i sposób w jaki piszesz, do tego dodać potrawy no i mamy blog, którego nie można pominąć!
    Co do książek, to z miłą chęcią pożyczyłabym od Ciebie Alicję, sama jestem molem książkowym i ciężko mnie czasami od nich odezwać, gdyż miewam ,,fazy''.
    Mam nadzieję, że jak ją skończysz to napiszesz co nie co w którymś z postów o jej wnętrzu i wrażeniach ;)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka " Strasznie głośno, niesamowicie blisko" jest niesamowita! Bardzo mi się spodobała! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nominuję, pozdrawiam i podziwiam! :)
    http://sniadaniowewariacje.blogspot.com/2011/07/one-lovely-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  14. witaj, zostałaś przeze mnie nominowana do 'One Lovely Blog Award', więcej informacji tutaj: http://emmagotuje.blogspot.com
    pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Paula, o tak!

    Agnieszka, kuchnia niemiecka nie jest mi bliska, więc nie pożyczę Twojego pomysłu w tym przypadku, ale dzięki! ;)

    Sue, dziękuję bardzo! Niezmiernie mi miło, czytając Twoje słowa. O 'Alicji...' pewnie jeszcze wspomnę. Dziękuję za nominację, ale ja już byłam nominowana i pod poprzednim postem (jeśli się nie mylę) napisałam o sobie 7 rzeczy.

    Kass, ja jeszcze nie zaczęłam, ale wydaje się ciekawa! ;)

    Emma, dziękuję! Ale ja już byłam nominowana i wypełniłam obowiązek związany z tym łańcuszkiem.

    OdpowiedzUsuń
  16. :) ale fajny obrazek ruszający się
    no i kot, który wącha owoce

    OdpowiedzUsuń
  17. Olciku, on ich nie wącha- on pochłania malinę ;). Dzięki!

    OdpowiedzUsuń