Będzie o tym jak zachciało mi się makowca w sierpniu i jak uspokoiłam trochę swoją chęć na zwijanie rogalików. I tylko o tym. Przysięgam.
Znam trzy rodzaje rogalików drożdżowych: kruche i cieniutkie, jak rożki Babci Rózi, z milionami warstw masła i cieniutkiego ciasta, czyli croissanty albo miękkie, puchate, trochę jak drożdżówki - po prostu rogaliki, podobne do tych. Takie jak dzisiaj.
Od tego jakiej grubości i wielkości będą, co znajdzie się w środku i czy zostaną na jutrzejsze śniadanie, jesteście Wy. Ja dodam od siebie, że są łatwe do zrobienia i naprawdę smaczne.
pulchne rogaliki drożdżowe (półtorej blaszki sporych rogalików)
500g mąki
1/2 łyż. soli
90g cukru(drobnego)
80g b. miękkiego masła
1 jajko
15-20g świeżych drożdży
250-350ml letniej wody
nadzienie (u mnie ok.2/3 puszki gotowej masy makowej, ale polecam twardą marmoladę,konfiturę, czekoladę i to co sobie wymarzycie)
plus dodatkowe jajko roztrzepane z łyżką mleka, do posmarowania
Drożdże rozpuścić w wodzie (na początek 250ml). Mąkę przesiać do dużej miski, wymieszać z cukrem i solą. Zrobić wgłębienie, wbić jajko, roztrzepać lekko i wlewać stopniowo rozpuszczone w wodzie drożdże. Prawdopodobnie będziecie potrzebować więcej wody, więc w razie potrzeby trochę jej dolać. Kiedy ciasto już lekko się połączy, wciąż zagniatając dodawać po kawałku masła. Wyrabiać kilka minut, ale nie radzę za bardzo się tym przejmować. W końcu to ma być przyjemność! Z ciasto uformować kulę, przykryć ściereczką odstawić do wyrastania (minimum 40 minut). Po tym czasie podzielić na 3 części, z każdej rozwałkować okrągły placek, podzielić na 8 części, rozsmarować na każdym nadzienie i zwijać rogaliki (polecam zrobić nacięcie na środku każdego szerszego końca, ładniej się zwiną). Układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, ponownie przykryć ściereczką i odstawić do napuszenia (u mnie ok.20 minut).
W tym czasie rozgrzać piekarnik do 190'C, każdego rogaliki posmarować roztrzepanym jajkiem i piec kilkanaście minut, na złoty kolor. Jeśli rogaliki zbyt szybko się rumienią, można zmniejszyć temperaturę.
Po lekkim przestudzeniu można polukrować ;).
Obstawiam, że to taki sam rodzaj rogalików, jakie robi moja ukraińska babcia. Ja osobiście makowych tworów nie lubię, więc zastąpiłabym mak konfiturą z pigwy :)
OdpowiedzUsuńA ja bardzo chętnie zjadłabym kilka , wyglądają smakowicie .
OdpowiedzUsuńBardzo lubię wszystkie rogaliki, oprócz tych dużych maślanych, z piekarni. Te puchate, drożdżowe, które prezentujesz u mnie w domu zawsze były z powidłami śliwkowymi, ale takich też chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńps. Właśnie mam w piekarniku croissanty ;)
Sliczne rogaliki. Za mna tez ostatnio "chodza" wypieki z makiem wiec zapisze sobie przepis do przetestowania :) Musze sie troche odstresowac a zwojanie takich rogalikow na pewno mi w tym pomoze :)
OdpowiedzUsuńJa rogaliki uwielbiam... jesc. Zwijanie idzie mi opornie, bom straszna niezdara, ale moze kiedys sie skusze i sprobuje?
OdpowiedzUsuńTerapeutyczne takie przygotowanie rogalików :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam rogaliki i wszystkie wariacje na ich temat :)
OdpowiedzUsuńU mnie na blogu Rogaliki zmienione na Paczuszki :)
Właśnie takie lubię!,puchate,(jak zresztą wszystkie drożdżowe wypieki)nie za małe,nie za duże,idealne z konfiturą;)chociaż mak w sierpniu?,czemu nie;)
OdpowiedzUsuńja najbardziej lubię te puchate ...takie jak te tutaj...a co do maku to za mną chodzą drożdżówki z makiem:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńjak ja lubię atmosferę Twojego bloga. :) cudne te rogale! aż proszą się żeby chwycić kilka i zabrać na jedną z ostatnich wycieczek tych wakacji ;)
OdpowiedzUsuńświetne, chyba trzeba będzie wypróbować ;-)
OdpowiedzUsuńmam takie pytanie: można użyć mąki pełnoziarnistej? :)
OdpowiedzUsuńchlebowej?
piękne te rogaliki! z masą makową jeszcze nigdy nie jadłam... pora nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńrogaliki. mniam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie, dzięki za przypomnienie, dawno ich nie robiłam. To był mój pierwszy własny wypiek drożdżowy i to o dziwo udany :D Ech, te wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńjeszcze co do brownie - ja tam w zimie uwielbiam wszystko co gorące, klejące i słodkie.
OdpowiedzUsuńlatem musi być kolorowo i owocowo! ;)
a rogaliki robiłam całkiem niedawno i oooczywiście... cały dżem wypłyną, niestety!
a i tak je kocham.
Ja także dzisiaj piekłam rogaliki, ale w troszkę mniej słodkim wydaniu. Te wyglądają wspaniale. :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio tez mam ochote na mak...Wypatrzylam juz przepis na muffinki makowo-cytrynowe. Zrobie jak sie ochlodzi:)
OdpowiedzUsuńCzestuje sie rogalikiem:)
Ja lubię z białym makiem, takie trochę poznańskie! A na takie mam ochotę z marmoladą i chyba przekonałaś mnie tym przepisem, żeby się za nie zabrać ;)) :*
OdpowiedzUsuńLubię taki fanaberie kulinarne : makowiec w sierpniu, lemoniada w grudniu! I przyznam, że też mam ochotę na rogaliki z makiem teraz :)
OdpowiedzUsuńDaisyDukes, jak miło, dziękuję!
OdpowiedzUsuńEmma, hmm, nie znam się na podmienianiu mąk, ale myślę, że możesz jak najbadziej spróbować. Może trochę stracą na puszystości, ale z drugiej strony, jeśli użyjesz chlebowej to raczej powinny ładnie wyrosnąć. Spróbuj i daj znać jak efekt! Pozdrawiam! ;)
burczymiwbrzuchu, ja całą zimę jadłam domowe lody. A teraz jakby robię ich mniej ;).
Dziękuję za wszystkie komentarze!
;)
Dokładnie takie rogaliki robi moja mama. Z konfiturą malinową albo inszą marmoladą. i czasem jeszcze polewa je lukrem. Wówczas budzi się we mnie Megałasuch, który potrafi zjeść pół blachy jeszcze ciepłych rogalików, wypic do tego litr mleka, a potem niczym wąż z Małego Księcia przybieram dziwne kształty i nie ruszam się przez miesiąc. Bosz, ale mam ochotę na mamine rogaliki!
OdpowiedzUsuńO, z kolei u mnie, takie rogaliki to działka babci, i koniecznie z lukrem i kolorową posypką. Oprócz przemiany w Megałasucha, zamieniam się również w małą dziewczynkę, która siedzi na blacie w kuchni i jczeka aż rogaliki przestaną parzyć w palce. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń;)
Raz w życiu podjęłam karkołomną decyzję o zrobieniu rogalików - na tłusty czwartek w tym roku - myślę sobie: 'Pączków nie umiem, to chociaż te rogale...' Ale moje były oszukane, z ciasta francuskiego i budyniowym nadzieniem (którego - o zgrozo - zapomniałam posłodzić :-P). I to by było na tyle moich 'rogalowych' wypieków :-) 'Zazdraszczam' talentu :-)
OdpowiedzUsuńciekawa zachcianka jak na sierpień :)
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego ale upodobałam dobie rogale bez nadzienia, chociaż reszta domowników zdecydowanie mnie nie popiera ;p
roztrzepanna, jeśli nie sparzysz drożdży - to zapewniam Cię, że wyjdą jak należy ;). Oszukane czy nie, posłodzone lub bez cukru z własnego piekarnika i tak są najlepsze ;).
OdpowiedzUsuńM., to jedna z moich mniej dziwnych zachcianek ;). Zawsze możesz upiec rogale bez nadzienia, a sprzeciwiającym podsunąć dżem i łyżeczkę ;).
Dziękuję Ci za słowo otuchy i zachęty. Panicznie boję się słowa: "drożdże", omijam szerokim łukiem - stąd moje gotowe ciasto francuskie ;-P Jak mnie najdzie wena, to może kiedyś spróbuję ;-))
OdpowiedzUsuńDo całkowitego ślinotoku brakuje mi tylko zdjęcia środka;)
OdpowiedzUsuńroztrzepanna, właśnie nie wiem skąd się bierze ta obawa przed drożdżami, myślę, że mi pomogło przy pierwszej próbie(udanej ;), to, że nikt mnie wcześniej nie postraszył ;). Mam nadzieję, że się skusisz! ;)
OdpowiedzUsuńkornik, oh, gdybym tylko je miała! ;) I tak już zbyt długo stała za mną grupa wygłodniałych obserwatorów, którzy nie mogli się doczekać degustacji!
wyglądają pysznie, na pewno spróbuję zrobić
OdpowiedzUsuń