Ale odnalazłam coś tak absorbującego w oglądaniu starych filmów, zjadaniu kilograma kwaśnego kiwi, przypatrywaniu się piance na koktajlu jagodowym i malowaniu trzech warstw lakieru na paznokciach, że już we wtorek (kiedy atakowano z radia i telewizji informacją o błędzie w szóstym zadaniu) lista Mogłabyś... zawieruszyła się wraz z nietkniętymi notatkami, które chomikowałam od września.
Miałam za to czas na radykalne zmiany. Tak radykalne, że przekładam je już drugi raz. Była chwila na przyzwyczajenie się do upałów, ale w Moim Małym Miasteczku tylko ja ją wykorzystałam i teraz cierpię mając na sobie spojrzenia przechodniów 'To dopiero kwiecień, dziecko', kiedy kupuję jabłka w sukience ZBYT letniej. A kiedy już przelałam swoją złość w niezbytudany mus rabarbarowy, okazało się, że nic tak trafnie nie odzwierciedla egzystencjalnego podtekstu w mojej szczęśliwej minie jak ten film (powrót po latach)
Mus. Bez żadnych jajek, śmietanki, mikserów, sześciogodzinnego chłodzenia i hasła delikatny. Gotowy zbyt szybko, żeby zająć się czymś w międzyczasie, konkretny i po schłodzeniu przypominający raczej najlepszą truflę. Tak czekoladowy, że zdjęciowa porcja wystarczyłaby dla 3 normalnych osób (lub jednej Holgi).
Cięższa struktura i intensywność zapewnia mu niezłe role drugoplanowe. Na przykład przy delikatnym biszkopcie i musie owocowym. Co tylko chcecie.
Mus mocno czekoladowy
150g dobrej jakości czekolady (użyłam deserowej, ale polecam pół na pół gorzka z mleczną)
trochę ponad 1/2 szklanki wody
Dużą miskę wypełnić lodem i zimną wodą. Na lodową kąpiel położyć mniejszą miskę.
W międzyczasie, w rondelku o grubym dnie rozpuścić na małym ogniu czekoladę z wodą. Jak tylko masa będzie gładka, przelać do mniejszej miski i natychmiast zacząć ubijać. Robiłam to ręcznie, ale można użyć miksera. Kiedy zgęstnieje (ale jeszcze nie zacznie zastygać*) przełożyć w ekspresowym tempie do kokilek/kieliszków/miseczek. Można chwilę schłodzić lub podawać od razu. Z bitą śmietaną, pokruszonymi karmelkami, solą morską, owocami.
*kiedy przegapimy idealny moment i mus zacznie szybko zastygać - możemy uratować sytuację, dodając trochę dodatkowej płynnej czekolady i miksując dosłownie dwie sekundy.
R e w e l a c y j n y post.
OdpowiedzUsuńPS. Nie istnieja zbyt 'letnie' sukienki :P
Noooo przecież wiem :P. I d z i ę k u j ę !
UsuńTwoje posty są intrygujące. piszesz inaczej niż zwykliśmy czytywać.
OdpowiedzUsuńlubie dopatrywać się drugiego dna w Twoich sprawozdaniach z życia.
pyszny mus. czekoladowa rozkosz. lekka i szybka.
Wiesz co? Nikt nie pisze w tak magiczny i niezwykły sposób jak Ty. Uwielbiam czytać Twoje posty. I nie przypuszczałam, że jesteś z rocznika '96 (?). Spodziewałam się, że jesteś trochę starsza:).
OdpowiedzUsuńA mus wygląda bajecznie. To chyba jeden z deserów, po którym oblizałabym dokładnie talerzyk, aby nie zmarnował się gram tej czekoladowej rozkoszy:).
Dla mnie na jeden łyk :D Uwiodłaś mnie!
OdpowiedzUsuńPierwsza uwiedziona osoba odhaczona! Uff, to nie jest takie trudne ;).
UsuńPiszesz niezwykle,po prostu chce się czytać Twojego bloga i myśli się o kolejnych smacznych postach.Nawet to czekanie między postem a postem nie jest takie straszne.Kiedy wiem,że spotka mnie coś smacznego i ciekawego do przeczytania.:)
OdpowiedzUsuńMus wygląda cudownie!:)
Odważyłabym się, ae boję się, że przegapię idealny moment, ah, M. byłby wniebowzięty jakbym mu taki mussowy mus zaserwowała, więc kiedyś spróbuję :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Pamiętaj Muffinko, konsystencją mus powinien przypominać lekko ubitą śmietanę kremówkę. Ale co będę opowiadać, patrz co znalazłam:
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=g28-9NVUHj0
Swietny! Chocby dlatego, ze skladniki zawsze mam w domu :) Jak dla mnie zasluguje na pierwszoplanowa role.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje posty, nie tylko ze względu na świetne przepisy :)
OdpowiedzUsuńklasyka ;)
OdpowiedzUsuńoch, to ci dopiero rozkosz!
OdpowiedzUsuńNa mus pewnie poleciałabym natychmiastowo, gdyby nie to, że przez miniony weekend zjadłam dużo za dużo cukru, nie pamiętam kiedy ostatni raz aż tyle i czuję się jak kupa :P.
OdpowiedzUsuńmmmm <3
OdpowiedzUsuńchoć ja właśnie na pewno pogwałciłabym musową czekoladowość garścią owoców.
Krem i owoce - najlepsze małżeństwo świata!
ach i Zooey (:
oj kosztują a ja głupia jeszcze pomyliłam ostatnio 2 pojemniczki i zalozyłam w pospiechu slajd zamiast negatywu *i kto to teraz wywoła?* ;c
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia! tak cudownego jak z Zooey (co najmniej) :)
wygląda ( i pewnie smakuje) rewelacyjnie...
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia na czernodługopisowym przedpołudniu w piatek :-)
Och, zdecydowanie do wykonania. Dodaję do listy (jakże już długiej) rzeczy, które mam zamiar zrobić po maturze. Zapewne nie zrealizuję połowy (i to tej większej!XD), ale i tak ta lista pomaga mi przetrwać długie, bezproduktywne godziny spędzane nad biologią. Staram się chociaż sprawiać wrażenie, że się uczę:D
OdpowiedzUsuńBiorę :) Zjem wszystko. Wygląda tak kusząco.
OdpowiedzUsuńwbrew regułom, Holga :) z sukienką i z całą resztą - tak trzymaj/pisz/piecz :) mus musowo :)
OdpowiedzUsuńPrzeglądam sobie ulubione blogi po dłuższej przerwie, wchodzę do Ciebie - a tu taaaaaaakie pyszności. Akurat wtedy, gdy próbuję przejść na dietę.
OdpowiedzUsuńOkrutna jesteś, tyle powiem :D
Pozdrawiam :)
Ale czadowy pomysł! Proste i genialne.
OdpowiedzUsuńWłaśnie go zajadam, co tam godzina "za późna" na pyszności :D Genialny w swej prostocie! A tak w ogóle zaglądając na Twój twitter, ten tatuaż to prawdziwy? :> Jest świetny!
OdpowiedzUsuńSerdeczności,
Maddie
Nigdy nie jest za późno na to musowe cudo! :)
UsuńA tatuaż najprawdziwszy i nieoszukany. ;)
Pozdrawiam!
Odlotowy ten mus! Sprawdzę w zapasach, czy mam wystarczającą ilość czekolady i chyba się za niego zabiorę, bo zapowiada się niezwykle.
OdpowiedzUsuńMoja wersja. Szkoda tylko, że nie napisałaś kto wymyślił to połączenie (Heston Blumenthal).
OdpowiedzUsuńhttp://www.twardyszparag.pl/desery/niezwykle-prosty-mus-czekoladowy/